Wisła Szczucin

Powrót do przeszłości: Sezon 2000/01

Gdyby rozgrywki piłkarskie w Polsce prowadzono systemem wiosna-jesień, być może w Szczucinie, w 2000 roku, świętowany byłby awans do IV ligi. Piłkarze Wisły po bardzo udanej rundzie wiosennej sezonu 1999/2000, utrzymywali dobrą formę przez większość jesiennych rozgrywek 2000/2001. Po 10. kolejce podopieczni Jerzego Smasia liderowali w Okręgówce, spełniali rozbudzone rundę wcześniej nadzieje i wydawało się, że trudno będzie ich powstrzymać w marszu do IV ligi. Niestety, wiślacka maszyna wyhamowała jeszcze przed zimą i to w najmniej spodziewanym momencie, trwoniąc hurtem punkty z beniaminkami i drużynami z dołu tabeli. Pomimo tego wiosną wciąż liczyliśmy się w walce o awans, jednak nie więcej niż przyzwoita postawa, to było za mało, by osiągnąć upragniony sukces. Krótka ławka rezerwowych, nagminne zawodzenie w meczach z niżej notowanymi rywalami, oraz remisy, których byliśmy mistrzami, bo aż w 11. meczach dzieliliśmy się punktami. To wszystko zadecydowało, że Wisła musiała obejść się smakiem.

Grona drużyn tarnowskiej Okręgówki w sezonie 2000/01 nie zasilił żaden spadkowicz z IV ligi, a rezerwy Wisłoki Dębica zostały przesunięte do grupy podkarpackiej. Tym samym mieliśmy aż pięciu beniaminków: Ciężkowiankę Ciężkowice, Łęgovię Łęg Tarnowski, Metal Tarnów, Rabę Książnice i Strażaka Mokrzyska. Jerzy Smaś (na zdjęciu po lewej podczas zimowego sparingu z Błękitnymi Tarnów) zaczynał swój pierwszy, pełny i samodzielny sezon jako trener (rundę wcześniej pracował w duecie), w większości meczów dyrygując zespołem ze środka pomocy. Warto też wspomnieć, że od sezonu 2000/01 (choć nie ma pewności czy od samego początku), graliśmy już bez sponsora w nazwie, jak bywało to przez kilka wcześniejszy lat. Spółka "Dachy Szczucińskie" została w 2000 roku postawiona w stan likwidacji, sprawiając tym samym, że działalność klubu została praktycznie w całości oparta o finansowanie z budżetu gminy.

Z ligą Wisła przywitała się w świetnym stylu. Na Witosa przyjechał zespół Pogoni Biadoliny Radłowskie, który poprzednie rozgrywki zakończył na trzeciej pozycji i przegrał baraż o IV ligę. Nie byliśmy więc faworytem, ale praktycznie już do przerwy było po meczu za sprawą hat tricka Piotra Lechowicza. Ostatecznie wygraliśmy 5:1, choć nie udało się wykorzystać nawet połowy dogodnych okazji. W 2. kolejce, również u siebie, dzielimy się punktami z beniaminkiem, z Łęgu Tarnowskiego. Pierwszy mecz wyjazdowy to Derby Powiśla z Dąbrovią i również wynik remisowy. Można jednak mówić, że wiślacy nie wykorzystali szansy od losu. W 33 minucie spotkania zasłabł bowiem bramkarz gospodarzy, a na dąbrowskiej ławce nie było rezerwowego golkipera. Między słupkami stanął więc zawodnik z pola - Piotr Kot, którego udało się pokonać jedynie z rzutu karnego.

Kolejne pięć spotkań to koncertowa gra Wisły i komplet punktów. W 6. serii meczów pokonujemy u siebie Orła Dębno, tym samym luzując ich na pozycji lidera. Po wygranej w 7. kolejce z Pogórzem Pleśna, z powodu kontuzji na cztery mecze wypada Witold Głód. Natomiast bramkarz Łukasz Ziętara, podobnie jak rok wcześniej, wyjeżdża za granicę. Do szczucińskiej bramki, na zasadzie wypożyczenia do końca rundy jesiennej, zostaje ściągnięty Arkadiusz Kucharski z LZS Olesno. Debiutuje on w spotkaniu, które jest najwyższym zwycięstwem Wisły w tamtym sezonie, pogromie Rzezawianki 6:0.

Pierwszą porażkę ponosimy w meczu, który był hitowym pojedynkiem jesieni w Okręgówce. Spotkanie Tuchovia-Wisła, z 24 września 2000 roku, zgromadziło według relacji na naszej stronie około 1000 widzów! Piłkarze obu drużyn stanęli na wysokości zadania, bo bramek i emocji w tym meczu nie brakowało. Już od 8 minuty wiślacy musieli radzić sobie w dziesięciu, bo czerwoną kartkę za faul taktyczny dostał Grzegorz Romanowski. Mimo tego oraz otwarcia w 25. minucie wyniku przez Tuchovię, udaje nam się wyrównać, a nawet wyjść na prowadzenie. Jednak końcówka należy do grających w przewadze gospodarzy i ostatecznie przegrywamy 2:4, dając się tym samym wyprzedzić w tabeli piłkarzom z Tuchowa. Więcej szczegółów, a także wypowiedź kibica z tamtego meczu TUTAJ.

Powracamy na pierwszą lokatę już po kolejnym spotkaniu i wygranej przy Witosa, z mocną Szreniawą Nowy Wiśnicz. Po 10. kolejce sezonu przewodzimy w lidze z dorobkiem 23 punktów, a końcowa część rundy jesiennej zapowiada się naprawdę łatwo. Pięć ostatnich spotkań, to aż czterech beniaminków. Graliśmy kolejno z (w nawiasie pozycja w tabeli przed meczem z Wisłą): Ciężkowianką (12), Strażakiem (14), Metalem (11), Rabą (13) i Gosławicami (16!). Można z całą pewnością stwierdzić, że zdobycie dziesięciu punktów, z piątką powyżej wymienionych rywali, było w tamtym czasie zakładane jako minimum przyzwoitości. Rzeczywistość napisała jednak brutalny dla Wisły scenariusz, ugraliśmy zaledwie... cztery oczka.

Remisy z każdym, z beniaminków, a na koniec rundy porażka w beznadziejnym stylu z "czerwoną latarnią" ligi Gosławicami, przeszły chyba oczekiwania największych pesymistów i sceptyków. Przytoczmy część wypowiedzi kibica Wisły, Sławomira Mazura, z naszej strony, po ostatnim meczu jesieni:

"Klęska, straszna klęska. Nie wiem co się dzieje z drużyną o tak wielkim potencjale piłkarskim od 5 kolejek. Upadły morale? Brak pieniędzy? Kłopoty finansowe klubu były znane i trwają od początku tego sezonu. Ale przecież tylko awans do IV ligi daje nadzieję na lepszą przyszłość. Może wtedy znajdzie się jakiś sponsor. Gdybyśmy nie awansowali w tym sezonie - choć nikt nie bierze pod uwagę tej opcji - czeka nas w Szczucinie upadek sportu i zaprzepaścilibyśmy wieloletnie wysiłki wielu ludzi. (...) Coś złego stało się w połowie rundy jesiennej i chyba czas na zmiany. Awans choć oddalił się dość poważnie, to jednak - pamiętając ostatnią wiosnę - ten cel jest do osiągnięcia. Mam nadzieję, że przerwa zimowa w rozgrywkach pomoże Wiślakom w sukcesach w wiosennej rundzie. (...)"

Faktycznie, wciąż liczyliśmy się w walce o awans, bo pomimo słabej końcówki rundy, zakończyliśmy jesień na trzeciej pozycji. Do IV ligi wchodziły dwa najlepsze zespoły. Mieliśmy jednak okazję wypracować sobie kilka punktów przewagi, jak uczyniła to liderująca Tuchovia, która zimowała mając 8 oczek więcej od Wisły. Zamiast tego znajdowaliśmy się w dość dużej grupie pościgowej. Ósma w tabeli Pogoń, traciła 7 punktów do wicelidera z Łęgu Tarnowskiego. Jak bardzo gubiliśmy, zdawałoby się pewną zdobycz, pokazuje następująca statystyka. Z drużynami, z miejsc 1-9, zdobyliśmy 17 punktów na 24 możliwe. Natomiast w pojedynkach z ekipami od 10. lokaty w dół tylko 10 oczek na 21 możliwych.

W przerwie zimowej kadra Wisły praktycznie się nie zmienia. Wyjątkiem jest pozycja bramkarza, na której testy trwają prawie do ostatniego sparingu przed rundą wiosenną. Za granicą wciąż przebywał Łukasz Ziętara. Trener Smaś nie zdecydował się na przedłużenie wypożyczenia Arkadiusza Kucharskiego. W większości sparingów grał etatowy bramkarz juniorów Michał Łuszcz, a między słupkami pojawiał się również niespełna szesnastoletni wówczas Łukasz Bebel. Ostatecznie wybór padł na Macieja Michałka z Tarnowa (na zdjęciu po prawej), byłego zawodnika Unii, który miał wtedy 25 lat. Zagrał później we wszystkich wiosennych meczach, pozostawiając po swojej grze bardzo dobre wrażenie, wśród szczucińskich kibiców.

W styczniu 2001 roku, w ramach przygotowań do rundy rewanżowej, na sali gimnastycznej szkoły podstawowej w Szczucinie, zorganizowano turniej halowy. Zwyciężyła w nim nasza Wisła, pokonując w finale czwartoligowy Polan Żabno. Poza tym wystąpiły drużyny z niższych lig z naszego regionu oraz zespół juniorów Wisły. Co ciekawe, w bramce seniorów ze Szczucina, z konieczności, stali na przemian Arkadiusz Kozaczka i Witold Smaś. Pełen raport z turnieju, autorstwa Rafała Kościelniaka TUTAJ. Oprócz zawodów w hali rozegraliśmy 6 meczów kontrolnych, połowę z przeciwnikami z IV ligi. Między innymi pokonaliśmy, grającą wówczas właśnie na czwartym szczeblu, Stal Mielec. Pełna lista sparingów w przerwie zimowej sezonu 2000/01, wraz z relacjami, składami oraz strzelcami bramek TUTAJ.

Niestety, początkiem rundy wiosennej nie ułatwiliśmy sobie zadania. Porażka w Biadolinach Radłowskich, oraz podobnie jak jesienią, podział punktów z Łęgovią i Dąbrovią (galeria z Derbów TUTAJ) sprawiły, że osunęliśmy się w tabeli, a strata do drugiego miejsca wynosiła już 6 oczek. Tym samym margines błędu na jaki mogliśmy sobie pozwolić bardzo się skurczył i praktycznie do końca sezonu nie można było pozwolić sobie na potknięcia, aby mieć jeszcze nadzieję na awans. Wiślakom udało się to przynajmniej po części osiągnąć, bo podobnie jak jesienią, znowu złapali wiatr w żagle, w środkowej fazie rundy. Passa czterech kolejnych zwycięstw napawała optymizmem, lecz był to już ostatni tak dobry zryw piłkarzy ze Szczucina. Plaga kontuzji, kartek, nieobecności ważnych zawodników z powodu wyjazdów czy spraw osobistych, oraz brak równorzędnych zmienników coraz bardziej dawały się we znaki.

W następnych czterech spotkanich, co prawda wciąż punktujemy, lecz znowu głównie za sprawą remisów. O ile podział punktów z Tuchovią i Szreniawą, to wyniki do zaakceptowania, o tyle remis z Rzezawianką, którą rozgromiliśmy jesienią, był już stratą niespodziewaną. Jeszcze w 26. kolejce ogrywamy Ciężkowiankę i optymiści kalkulują, że bezbłędny finisz da nam IV ligę. Jednak porażka w następnym meczu, ze Strażakiem w Mokrzyskach, weryfikuje te plany. Było to apogeum problemów kadrowych Wisły, a trener Jerzy Smaś podsumował ten mecz następująco:

"No cóż można powiedzieć... Pojechaliśmy w bardzo osłabionym składzie, a na boisku znalazła się cała ławka rezerwowych i dodatkowo trzej juniorzy (Bzduła, Gądek i Knapczyk). Linia obrony, zbudowana w pośpiechu, nie przypominała wyjściowej z jesieni nic a nic. Na obronie zagrali etatowi pomocnicy, a w pomocy "mieszanka krakowska" wszystkich formacji. Niestety chłopaki nie dali rady dobrze dysponowanym gospodarzom. Plaga kontuzji i krótka ławka stanęły nam na drodze do awansu. Choć jest jeszcze cień nadziei - liczę na awans z 3 miejsca, czyli baraże - jeśli to będzie możliwe. Pozostało nam walczyć do końca i tak też zrobimy."

Żaden baraż jednak nie miał miejsca, a nawet jeśli byłby konieczny, to i tak nie wzięlibyśmy w nim udziału. Przegrana z Metalem jest pierwszą ligową porażką przy Witosa po 403. dniach, czyli szesnastu kolejnych spotkaniach domowych! W przedostatniej kolejce wygrywamy walkowerem na wyjeździe z Rabą Książnice, bo kapitan gospodarzy... uderza w drugiej połowie sędziego spotkania. Na koniec sezonu wygrywamy w najskromniejszych rozmiarach, na własnym boisku z Gosławicami, co wystarcza ostatecznie do czwartej lokaty w rozgrywkach 2000/01.

 

Ciężko jednoznacznie powiedzieć co w tamtym sezonie zaważyło na braku końcowego sukcesu. Jak już kilka razy powyżej wspomniano, na wiosnę pole manewru trenera Smasia w doborze składu, mocno się ograniczyło. Sam Smaś wypadł na pięć spotkań w końcówce sezonu, z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego uda. Aż w siedmiu meczach, z różnych przyczyn, nie mógł wystąpić Witold Głód. W 21. kolejce, po raz ostatni w sezonie i w ogóle, w barwach Wisły, zagrał wieloletni podstawowy obrońca drużyny Grzegorz Romanowski (na zdjęciu po lewej), który najpierw przebywał za granicą, a później doznał zapalenia nerwu piszczelowego. Do tego doszły drobniejsze urazy, wykluczenia z powodu nagromadzonych kartek, czy sprawy osobiste i tym sposobem na przykład w meczu z Ciężkowianką, na ławce usiadł tylko rezerwowy bramkarz Łukasz Bebel. Natomiast kadrę na wyjazd do Mokrzysk musieliśmy oprzeć o kilku juniorów, o czym było w przytoczonej wypowiedzi trenera Smasia, dla dwóch z nich były to pierwsze minuty w ligowym meczu seniorów Wisły.

 

Widać więc, że kadrowo na wiosnę straciliśmy wiele argumentów. Ale niedosyt wśród kibiców pozostał głównie ze względu na wyniki, jakie osiągaliśmy w meczach z drużynami z czołówki. Komplet z Orłem Dębno (6. miejsce), cztery oczka z Szreniawą (3), dwukrotnie remisy z Dąbrovią (2) i Łęgovią (5). Nawet jeden punkt z absolutnym mistrzem, zespołem Tuchovii, miał swoją wartość. Z najlepszymi więc albo byliśmy lepsi, albo nie traciliśmy dystansu. Awans przegraliśmy w meczach, w których uchodziliśmy za faworyta. Do kryzysu z końcowej fazy jesieni na wiosnę doszły potknięcia, jak remis z przedostatnią w tabeli Rzezawianką, czy porażki z lepiej punktującymi w rundzie rewanżowej drużynami Strażaka i Metalu. Sezon 2000/01 Wisła Szczucin zakończyła na 4. pozycji. Sześć punktów za miejscem dającym awans, z ilością porażek większą tylko od Tuchovii, ale też zdecydowanie najczęściej z całej ligi remisując.

 

Tuchovia Tuchów awansowała do IV ligi z dziesięcioma punktami przewagi nad drugim miejscem. Warta podkreślenia jest passa piłkarzy mistrza Okręgówki, którzy nie przegrali 25.(!) kolejnych meczów, pomiędzy 4. a ostatnią kolejką sezonu! Szampany wystrzeliły także w Dąbrowie Tarnowskiej, która uzyskała promocję jako wicemistrz ligi. Dąbrovia jesień zakończyła o jedno oczko za Wisłą, ale wiosną zgromadziła aż 33 punkty, wygrywając choćby cztery ostatnie spotkania. Ten świetny finisz, jak i cała runda wystarczyły do awansu z drugiego miejsca. Z ligi okręgowej spadła jedynie Raba Książnice.

 

Trener Jerzy Smaś skorzystał w sezonie 2000/01 z 22. zawodników. Żaden z nich nie wystąpił we wszystkich spotkaniach, ale czterech zanotowało nieobecność tylko na jednym meczu: Jarosław i Krzysztof Będkowscy, Robert Nowakowski i Arkadiusz Kozaczka. Swoje debiuty w seniorach zaliczyli juniorzy: Piotr Kozioł, Łukasz Knapczyk i Marcin Gądek. Arkadiusz Kozaczka drugi sezon z rzędu był najlepszym strzelcem drużyny, tym razem 21 razy trafiał do siatek rywali. Siedem bramek z pozycji defensora dołożył Jarosław Będkowski, który dzięki temu był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem Wisły. Warto również wspomnieć, że kończący sezon mecz z Gosławicami, był zarazem ostatnim występem Witolda Głoda (na zdjęciu po prawej), w koszulce Wisły Szczucin. Miał on wówczas 25 lat, a w seniorach naszej Wisełki debiutował jeszcze przed ukończeniem szesnastego roku życia, prawdopodobnie w 1992 roku. Grywał prawie w każdej formacji, ale ostatnie lata występował głównie jako "libero". W każdym sezonie, mimo defensywnych zadań, dorzucał kilka bramek i można śmiało powiedzieć, że w drugiej połowie lat 90. był obok Jerzego Smasia najlepszym zawodnikiem Wisły. Latem 2001 roku Głód ożenił się i wyprowadził ze Szczucina, a kibicom przy Witosa pozostało jedynie wspominać jego świetne występy.

W Pucharze Polski kolejny sezon z rzędu byliśmy dalecy od dobrego wyniku. Tym razem już w pierwszej rundzie pogrążył nas Metal. Przy Warsztatowej w Tarnowie cały mecz biliśmy głową w mur, by w ostatniej akcji spotkania nadziać się na udany atak gospodarzy.

Tabela sezonu 2000/01

 

Strzelcy Wisły
21 - Arkadiusz Kozaczka

7 - Jarosław Będkowski
6 - Piotr Lechowicz
5 - Witold Głód

4 - Krzysztof Będkowski, Jerzy Smaś
2 - Tomasz Nalepa
1 - Tomasz Kowal, Krzysztof Misiaszek, Robert Nowakowski, Rafał Oleksy, Witold Smaś

Pełne statystyki piłkarzy za sezon 2000/01 TUTAJ.

(PS)


Copyright © 1998-2024 Wisła Szczucin. Wszystkie prawa zastrzeżone. Admin.